środa, 18 lutego 2015

Urodzinowe prezenty

Jak obiecałam w poprzednim poście, kiedy tylko dotarła do mnie paczka, zabrałam się do opisywania, robienia zdjęć każdego produktu i ustalenia, czego mam zrobić recenzję ( o tym na końcu ).

Z racji, iż Nando za niecałe dwa tygodnie, a dokładnie 3 marca, będzie obchodził swoje drugie już urodziny, postanowiłam jak w tamtym roku, sprawić mu prezent. Rok temu były to szelki firmy Julius- K9 i kilka zabawek, w tym roku są to zabawki i specyficzna obroża.

Długo zastanawiałam się nad prezentem, szukałam, dodawałam do koszyka, usuwałam, sięgałam po rady innych psiarzy i postanowiłam nie myśleć za dużo, tylko zamówić wcześniej planowane ( i nie ) produkty. Od miesiąca, może dwóch, chciałam zamówić Chuckit! Ultra Tug, którą nieoficjalnie zamówiłam na stronie Toys4dogs a jak się później okazało, wcale jej w zamówieniu nie było. Może to dobrze? Przy przeglądaniu zabawek, zawsze miałam problem z wielkością piłek- albo były za małe, albo nie było podanej średnicy piłki, albo po prostu nie chciało mi się iść po linijkę i mniej więcej wydedukować, czy byłaby odpowiednia. Tym razem, poważniej podchodząc do rzeczy, a jednak nadal leniwie, postanowiłam skorzystać z linijki online, którą serdecznie pozdrawiam i zawdzięczam jej ideał w postaci każdej, z zakupionych piłek.

Nando bardzo lubi się przeciągać, aportować i memłać, aby piłeczka zapiszczała. Nie pozostało mi nic innego, jak takowej poszukać, oczywiście w odpowiednim rozmiarze i przystępnej cenie ( w końcu ja też muszę iść na zakupy, tak?? ). Wiele miesięcy szukałam, kupowałam i jak się okazywało, rzucałam kasę w błoto. Piszczałki, albo i całe piłki rozlatywały się po kilkunastu minutach aportowania, albo- w najlepszym przypadku- odpływały z nurtem naszej górskiej rzeki, a my mogliśmy jej tylko pomachać na pożegnanie. Jedną z nich również zgubiliśmy na małym poletku a ja nadal zastanawiam się, jak to się stało, że nie znalazłam dość dużej, różowej piłki w średniej wielkości trawce. Może spodobała się jakiemuś kretowi i wciągnął ją pod ziemię? Oczywiście żartuję. Po prostu mrówki ją natychmiast przeniosły do mrowiska i utworzyły w niej hotel, to chyba oczywiste.
Dwie z zagubionych piłek zauważyłam na cudzym podwórku- mogłam je tylko ładnie pozdrowić zza płotu. W efekcie? Zgubiliśmy dokładnie 5 super piłek, a kolejne ich egzemplarze były lewej produkcji, więc zostały gdzieś rzucone i zapomniane. Do tego, zniszczyło nam się 7 piłek, co daje nam 12  piłek, które były fajne, ale niestety nie pisane nam.
Jak się pewnie domyślacie, tym razem uważałam co wybieram, dlatego wcześniej przeczytałam n recenzji na futerkowych blogach. W tym roku nie stawiałam na ilość, lecz na jakość, ale jak sami potem zobaczycie z ilością, ten.. no.. nie udało mi się za bardzo..

Od razu udzielam odpowiedzi na pytania- 'miały to być szelki, dlaczego ich nie ma?' ,  ' co się stało, że nie kupiłaś szelek?' - po prostu nie znalazłam egzemplarza szelek, który byłby: baardzo ładny, ale zarazem niezbyt, żebym potem nie żałowała go używać ( neonowe szelki leżą i szkoda mi ich używać po praniu.. ) , nie brudzącego się, a jeśli nawet, to, aby nie było owego syfu widać, taniego, lecz, by nie był niskiej jakości.. Jak mi dogodzić? Sama nie wiem i jestem przerażona samą sobą. Póki co obejdzie się bez nowych szelek, czy obroży, bo i to i to mamy, a o smyczach nie wspomnę. Przewinęły się już linki, smycze z amortyzatorem, smycze z DS, z AmiPlay, smycze przepinanie zwykłe, zwykłe nieprzepinane, krótkie, długie, kolorowe, czarne, odblaskowe, łańcuszkowe, parciane, skórzane.. I wszystkie GDZIEŚ są, sęk tkwi w tym, GDZIE. Jednak wiem, że je mam i jestem spokojna.

Dosyć może tych wywodów. Przejdźmy do pokazywania, opisywania, ale zanim to nastąpi, napiszę skąd są owe rzeczy. Na początku moich tygodniowych poszukiwań, przekopywałam sklep dobrze Wam znany- Toys4dogs.pl. Znalazłam tam tylko część zabawek, które chciałam kupić psu, w czego efekcie postanowiłam poszukać innego sklepu internetowego. Właśnie tak trafiłam na sklep LUPO, który absolutnie podbił moje serce i swoimi zasobami asortymentów ( jest ich NIEWIELE! ) sprawił, iż każde moje zamówienie dotyczące zabawek, będzie realizowane właśnie w nim. Jest z nim MAŁO produktów, lecz wszystkie, jakie można w nim zakupić, są absolutnie świetnej jakości. Przesyłka została zrealizowana bardzo szybko,paczka nadana późnym popołudniem dotarła do mnie ok godz. 11 następnego dnia. Rewelacja!
Zamówienie z drugiego sklepu również nadane tego samego dnia, dotarło do mnie następnego dnia, kilkanaście minut po paczce ze sklepu Lupo. Byłam bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Wspominałam o drugiem sklepie- nie zamówiłam wszystkiego w jednym. Drugim sklepem był jeszcze bardziej Wam znany Zooplus. Zamawiam w nim odkąd mam Nanda i jeszcze nigdy nie czekałam dłużej niż dwa dni, a zawartość paczki zawsze zgadzała się z zamówieniem.

Teraz opiszę po kolei co kupiłam oraz podam ceny, gdyby ktoś z Was chciał zakupić ową zabawkę.

1. ( LUPO ) JW  Hol-ee Roller- piłka ażurowa dla psa, rozmiar L i kosztowała ona 45 zł.



2. ( LUPO ) Orbee- Tuff Fetch ball with Rope- piłka Fetch ze sznurkiem, rozmiar uniwersalny, cena - 57 zł .


3. ( LUPO ) Jolly Ball Romp-n-Roll-  ogromna piłka ze sznurkiem od Jolly Pets, rozmiar- 6 cali, średnica 15 cm, cena- 58 zł. W PIĘKNYM, JAKŻE MĘSKIM, RÓŻOWYM KOLORZE! MAMCIA WIE CO PASUJE DO MĘŻCZYZN!



4. ( ZOOPLUS ) KONG Squeezz Ball z uchwytem, średnica piłki 8 cm, całkowita długość ok. 32, 5 cm, cena - 24,80 zł. 



5. Trixie piłki gumowe dla psa na sznurkach, 3 sztuki, komplet- 19.80 zł 



+ do tego wszystkiego, zamówiłam Świetlną obrożę dla psa, żółtą, obw. szyi do 70 cm, cena- 29,80 zł, której zdjęć nie posiadam, ale na pewno pojawią się one przy najbliższej okazji. 

Uwaga, uwaga! 

Kilka osób chciało recenzję rzeczy zamówionych dla psa. Jednak nie zrobię tutaj recenzji każdego produktu. W komentarzach piszcie NUMER rzeczy, której recenzję mam napisać. Decyduje większość głosów!












niedziela, 15 lutego 2015

Ferie!

W ciągu całego, leniwego tygodnia we mnie i we psie nazbierała się masa energii. Nando w kojcu biegał wte i wewte, a mnie ściskało w gardle na widok fiksującego psa. 
Kiedy już byłam zdrowa ( prawie, bo ileż można.. ), dopadło mnie zapalenie ucha, właśnie na początek ferii. Zaczęło się we czwartek i po dzwonieniu do laryngologa okazało się, że nie mogę wychodzić na zewnątrz cały, kolejny tydzień. Byłam załamana, bo do tego wizyta została ustalona na najszybszy termin- 2 marca. Nie zwlekałam i poleciłam mamie kupienie mi czegoś na odetkanie ucha.Dobra farmaceutka dała mi antybiotyk, który pomógł mi w dwa dni i teraz wystarczy zakrywanie ucha podczas wyjść na zewnątrz. 

Z wielką radością oczekiwałam na spacer. Promienie słońca wdzierały się do domu przez okna, ogrzewały i topiły na polu śnieg. Błękitne niebo skutecznie zachęcało na spacer, a zaczynające się ferie zwabiły w nasze strony dziesiątki turystów z czworonogami i dziećmi. Zazdrościłam wszystkim, patrząc przez okno i złościłam się na los, że to akurat ja musiałam być chora. 

Dzisiaj nie przyjmując słowa sprzeciwu ze strony mamy spakowałam smakołyki, aparat, siebie i czym prędzej wybiegłam z domu do psa, który już od dłuższego czasu nerwowo biegał w kojcu i poszczekiwał piskliwie na Nugata wygrzewającego się we wspomnianym słoneczku.
Od początku byłam sceptycznie nastawiona do posłuszeństwa psa po tygodniu leniuchowania, jednak mimo wszystko miałam w planie puścić go w lesie. Szło się bardzo trudno. Śnieg miał kilka centymetrów twardej skorupy, lecz pod spodem był miękki. Z każdym krokiem noga mimo wszystko zapadała się, przez co mega ciężko było się przemieszczać do przodu. Nando mimo to śmigał, zapadając się tylko od czasu do czasu. 
Po drodze zaskoczył nas widok turystów ze spuszczonym, małym psem. Podszedł do nas spokojnie, ja pozwoliłam podejść do niego Mangowi. Wąchali się kilkanaście sekund, po czym mały zaatakował mojego psa, a Nan podszedł szybko do mnie, przyzwyczajony do tego, iż jak tylko pies go atakuje, ma iść prosto do mnie, gdzie raczej nic mu nie grozi. No tak- czego mogłam się spodziewać? Przecież prawie każdy pies prędzej czy później atakuje moje pokorne futro. Ich pies się odwołał od nas, a my poszliśmy dalej. 



Kiedy byliśmy w owym 'bezpiecznym' miejscu, z duszą na ramieniu, spełniłam obietnicę i puściłam psa. Byłam pewna ucieczki Nanda zaraz po spuszczeniu, jednak nie poniosło go. Kiedy doszliśmy na miejsce, leżeliśmy na śniegu ( a podobno miałam uważać,  aby nie przemoknąć :x ) i Nan ćwiczył, nagle zerwał się gwałtownie i zaczął nerwowo krążyć z nosem w górze, szukając miejsca na wyskoczenie w las i ucieczkę, powiedzionym przez nos. 
Ja od razu postawiłam się na przegranej pozycji, bez emocji powtarzając 'nie wolno', 'niee', 'chodź do mnie'. Przyznam, że nie liczyłam na cud w postaci zareagowania i wrócenia na komendę. Byłam w szoku, gdy Nando po kilkunastu sekundach zrezygnował z próby ucieczki i z radosnym wyrazem pyska wrócił do mnie. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że futro porzuciło próbę samodzielnego nagrodzenia się za wszystkie czasy, na rzecz mojej nagrody! Szybko zajęłam psa, aby nie spróbował wrócić skąd przyszedł i poszła w zapomnienie pogoń za (prawdopodobnie) sarnami. 
Do końca spaceru nie próbował nawet uciekać, ciągle interesował się mną, tym, czego dotykałam i był zajęty wspólną zabawą.


Za dwa tygodnie, a dokładnie 3 marca Nando będzie obchodził swoje drugie (!!) urodziny! Bardzo długo zastanawiałam się co mu kupić z tej okazji, raz były to szelki, drugi raz były to zabawki. Ostatecznie zamówiłam po kilka rzeczy w dwóch sklepach. Prezenty przyjdą w tym tygodniu i wtedy też je otrzyma- nie wytrzymuję z dawaniem prezentów ;x. Oczywiście od razu dodam posta, w którym dowiecie się, co mu kupiłam. 



Na podsumowanie.. Wreszcie upragnione ferie! Bardzo długo na nie czekałam, choć ja i tak na dobrą sprawę, miałam trzy tygodnie. Mam zamiar je maksymalnie wykorzystać, spacerować z psem i nareszcie spotkać się z Olą i Baddy'm! Żyję nadzieją, że uda mi się wszystko zrealizować i choroba nie wróci prędko. 










poniedziałek, 9 lutego 2015

Choróbsko & próba KRADZIEŻY!

Do ferii pozostało nam tylko kilka dni, które ja spędzę uziemiona w domu, z powodu choroby. Jak to okropnie brzmi.
Chcąc uszczęśliwić Nandocha długimi spacerami w poprzedni weekend ( sobota 4 godziny, niedziela 3,5 ), sprawiłam iż przez dwa tygodnie możemy sobie POMARZYĆ o spacerze, czy czymkolwiek. Nie mogę przebywać na dworze dłużej niż kilka minut ( dawanie psu żarełka i szybkie pomizianie go ), więc nie porzucam mu piłki, nie pobiegamy w ogrodzie.. A co najgorsze! U nas jest olbrzymia zima! Wszędzie  ludzie narzekają ileż to śniegu nie mają, a u nas jest po prostu kopa śniegu.

Pozostaje mi opisać tylko poprzedni weekend, bo wtedy odbyły się nasze ostatnie spacery, na których przemokłam do  SUCHEJ nitki.
W sobotę wzięłam ze sobą aparat, Dina, Nanda i zabawki. Spacer zapowiadał się przyjemny, przez noc nasypało tyle śniegu, że nie było widać naszych ścieżek, a wszystko wyglądało dosłownie bajecznie. Psy zadowolone hasały w śniegu, czasem musiałam tylko szukać w nim Dina, bo nurkował pod spodem ( w efekcie musiałam torować mu ścieżki przez resztę spaceru ).


Także w sobotę postanowiłam.. dac psu kredyt zaufania i spuściłam go z linki. Na początku  Nan chyba nie zorientował się, że jest luzem i nie mam w sumie nad nim kontroli ( jak zwieje to zwieje i nic nie zrobię, chyba, że będę rzucać się za nim po lesie ), lecz nie jest to głupie futro i kiedy tylko poczuł się wolny, jednym susem wskoczył w las i tyle go widziałam. Wołałam sobie, gwizdałam, a on miał mnie w zacnej dupce. Czego mogłam się spodziewać? Dla mnie było oczywiste, że mamy słit 'do mnie' tylko na lince, bo wiedziałam, że on zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma innego wyjścia jak słuchać mnie na smyczach. Nando wrócił po minucie-dwóch i uciekł znowu, tym razem na kilkanaście sekund, ale dla mnie to dużo, hej! Schowaliśmy mu się z Dinem ( tylko on zawsze jest ze mną, co z tego, że przez smakołyki w nerce, ale jest! ) za drzewem na wielkiej polanie i Nando sfiksował. Widać, że się przestraszył gdzież to mnie zgubił. Biegał tu i tam, aż w końcu wielki, czarny nos  zawiódł go do mnie, gniotąc po drodze Dina, który w zemście zawisł u jego boku i szarpał wściekle fałdkami.
Po odnalezieniu nas nie myślał już o uciekaniu. Cały czas trzymał się blisko. Co prawda była sytuacja, gdzie Mangusta już się wydrapała w wysoki las i miała biec za nosem, jednak zawołałam i totalnie w zapomnienie poszły krzaczki, sarenki, ucieczki <3 


Jako, że tylko my przebijamy się przez te śniegi, lasy, krzaki, połamane drzewa od nadmiaru śniegu, owego puchu było tyle, że samo chodzenie niesamowicie nas męczyło i nie mieliśmy siły i ochoty bawić się, szarpać Floppy Tug, czy zwykłymi piłkami na sznurkach, których zostało nam już tylko kilka ( pyk! i już ich nie ma! zupełnie jak bańki mydlane.. ) . Ja pstrykałam zdjęcia, głównie portrety, zdjęcia z góry, widoki ( ojj tu było na co patrzeć ), psy szły za mną niczym za Zaklinaczem Psów xd . Co chwilę z drzew zsypywała się tona śniegu i wyglądaliśmy jak małe bałwanki, a potem znów chmura drobniutkiego śnieżku zdmuchnięta przez wiaterek otulała nas .. choć brzmi to przyjemnie, uwierzcie- wcale tak nie jest. Ta chmurka drobniutkiego śnieżku oblepiała nas wszędzie, nie dało się nawet oddychać, kiedy to wszystko wirowało wokół, a wspominana tona śniegu nie była NA nas, a przynajmniej nie na mnie, tylko WE mnie, a dokładniej- za kołnierzem, w butach, rękawicach, buzi, nosie, oczach, uszach, za kurtką  i roztapiała się na plecach........
W drodze powrotnej wstąpiliśmy na skład drzew, który jest po drugiej stronie góry. Ja nie schodziłam na sam dół tą stroną dróżką, tylko siedziałam na pniu jakieś 200 metrów nad placem, w lesie, a futra zwolniłam i pozwoliłam im pobiegać na dole, bo lubią tam szaleć. W pewnym momencie zauważyłam turystów- ee, spoko. Psy podbiegły, Dino sobie poszczekiwał, Nando stał, wąchał, potem go głaskali. Ja zadowolona siedziałam na drzewie, a w pewnym momencie zauważyłam, ze ktoś ciągnie mojego psa za obroże za sobą. No, nie powiem- zamurowało mnie. Po chwili jednak zorientowałam się, co się kroi i niczym strzała zbiegłam, a raczej zjechałam z tym śniegiem ( góra jest stroma więc zrobiłam małą lawinę ) i zaraz podbiegłam, zaczęłam się kłócić i po paru niemiłych słowach w stronę złodzieja odeszłam z oburzonymi psami, który wściekle zaczęły do napastnika dojadać. Nie miałam nic przeciwko, po za tym, że Nando mógł go ugryźć w obronie własnej, a nie sunąć dupą po śniegu. Gdyby to było podczas ucieczki? Przecież by mi psa porwali, a ja bym nie wiedziała gdzie on jest.. To futro się nie obroni! Nawet chyba nie zawarczał, tak ludzi szanuje. No ok, tylko w razie drugiej takiej sytuacji ktoś może go żywcem kroić i on będzie oprawcy może ręce lizał? -_-  Długo dochodziłam do siebie, w sumie nadal jestem  w szoku, że coś takiego miało miejsce w tak cichej miejscowości. Mimo to, chwilę później pies pomykał radośnie w śniegu i postanowił zakopać Dina.

W niedzielę obydwoje nie mieliśmy humoru i chęci na cokolwiek. Co prawda byliśmy kilka wspomnianych godzin, Nando był luzem,  ale ani nie chciało mu się uciekać, ani bawić, ani jeść. Mi to samo. Oprócz jedzenia, bo na to zawsze mam czas i ochotę ( mimo iż nie widać po mnie ;-; ). Niby rzucałam mu piłeczkę, ale nawet jej nie donosił do mnie, tylko ciskał się po drodze w śnieg i leżał. Może to zmęczenie po sobocie? Naprawdę, pod koniec sobotniej wycieczki psy siadały co kilkanaście kroków i patrzyły na mnie z wyrzutem. 

Za kilka dni ferie.. a ja nie mam planów. Tzn miałam, jednak chyba nie pojadę do Niepołomic, ponieważ Nando nie zmieści się we wejściu tamtejszej budy, a sasiedzi mają sukę.. która ma może 10 cm w kłębie i wchodzi na podwórko siostry pod bramą i w razie spotkania z moim psem ryzykuje.. połamaniem, lub mocnym poturbowaniem- Nando nie jest delikatny wobec psów. Depcze je, myśli, że każdy pies jest jak wielki, silny ONek. Wszystko się okaże. 
Planuję tylko spotkanie z Olą i Baddym, oby się udało. 

Tymczasem ja powolutku wracam do zdrowia! :) Oby mi się to szybko udało ;) 

Teraz krótka fotorelacja z soboty. 




A tak btw. Dino oszalał i wpychał się ciągle w kadr! 



To tylko dwa z kilkunastu zdjęć gdzie jest ucho Dina, ogon Dina, nos Dina, dupa Dina, łapa Dina, oko Dina, głowa Dina, Dino, Dino, wszędzie Dino. 



ii.. zdjęcie, które bezgranicznie podbiło moje serce! 


Pozdrawiam!!