niedziela, 16 lipca 2017

Nużyca?

Nasze relacje uległy znacznemu polepszeniu odkąd mam luz, czas i dobry humor. Więź jest praawie całkowicie odbudowana, co akurat w naszym przypadku trudne nie jest, Nando bardzo domaga się uwagi z mojej strony oraz pragnie przytulania i okazywania mu miłości w postaci czochrania nad zadkiem :P.

Co z kolei jest nie tak? 
Zaobserwowałam zmiany zachodzące w ciele Nanda- trochę schudł ( być może to skutek długich spacerów, bo w końcu wakacje ) oraz co najbardziej niepokojące.. Nando ma manię drapania się. Pierwsza myśl? Pchły, wszy- standardowo. Pojechałam więc do zoologicznego sklepu i zakupiłam kropelki. Po zaaplikowaniu  zauważyłam, że mimo upływu kilku dni, mój pies nadal się drapie w okolicach brzucha i łap. Kolejna jazda do zoologicznego sklepu i kolejne, drogie krople na pasożyty. Nie pomogło. Kładę psa na bok i przeglądam pod sierścią. Ku mojemu zdziwieniu nie musiałam wiele sierści odchylać, bo Nando jej PRAWIE NIE MA na brzuchu. Rosnące przerażenie pogłębiło się, gdy zobaczyłam jego skórę. Fioletowo-czerwona z pęcherzykami gdzieniegdzie. Sutki nabrzmiałe jak u suki w ciąży- o co chodzi? Nie mam pojęcia co mnie podkusiło czekać zamiast od razu iść do weterynarza. Myślałam, że podrażniona skóra jest wynikiem uporczywego drapania się przez pchły. Posmarowałam maścią łagodzącą sądząc, że wszystko wróci do normy. 

Nie wróciło. Czesząc psa z przerażeniem odkryłam strupy pod sierścią na udach i nad ogonem. Czy Nando sam to sobie zrobił? Czy coś jest nie tak? Zdecydowanie. Nando ma przerzedzoną sierść, widzę jej słabą kondycję, być może na skutek pocierania się. 
Psychicznie Nando zachowuje się jak zawsze, jest radosny i skory do zabawy. Apetyt się nie zmienił. 
Oczywiście jak to ja, emocjonalna dziewczyna martwiąca się o swojego ukochanego psa- płacz i czarne myśli- a może to popularna u ONków nużyca? Odmiana krostkowa ( malutkie, żółte pęcherzyki)? Grzybica? Alergia na karmę, mięso? Stres wywołany brakiem wcześniejszego porozumienia między nami? 

Wszystkiego dowiem się już po weekendzie, nie patrząc na kilometry szukam świetnego, psiego dermatologa ( nie pogardzę Waszymi propozycjami ). 

Pogodzę się ze wszystkim, tylko nie nużycą. Cicho liczę na grzybicę, zdecydowanie łatwiejszą do wyleczenia. Zastanawia mnie tylko, dlaczego jak nie brak porozumienia, to choroba? Lata lecą, czy kiedykolwiek zdołamy się nacieszyć świetnym kontaktem ze sobą, posłuszeństwem i zdrowiem? 

Tak wiele pytań w tym poście, a tak mało znam odpowiedzi. Proszę, trzymajcie za nas kciuki- nie wiem czy psychicznie wytrzymam czarny scenariusz Nandowej diagnozy. 

Kilka zdjęć sprzed choroby, teraz jak się domyślacie, nie w głowie mi bieganie z aparatem.